„Paweł był grillowany żywcem”. Wdowa po prezydencie już od jakiegoś czasu bała się o męża

Od śmierci prezydenta Gdańska minął już ponad tydzień. Teraz wdowa po Pawle Adamowiczu, Magdalena, przerywa milczenie, zabierając głos w sprawie ostatnich wyborów na prezydenta miasta, podczas których po raz kolejny wygrał jej mąż. Jak się okazuje, od samego początku miała złe przeczucie i żyła w strachu. Według niej Paweł „był grillowany żywcem”, co odbijało się na życiu całej rodziny.

Zgodziła się pod jednym warunkiem

Wdowa po prezydencie Gdańska przeczuwała, że kolejne wybory jej męża na włodarza miasta nie przyniosą niczego dobrego. Wiedziała jednak, że Paweł nie zamierza zrezygnować, dlatego zgodziła się pod jednym warunkiem. Chciała, aby ich córka wyjechała za granicę, aby nie miała styczności z hejtem, jaki dotykał rodzinę Adamowiczów.

1

Żal zamiast nienawiści

Magdalena Adamowicz w rozmowie z TVN24 wyjawiła, że nie darzy mordercy męża nienawiścią. Ma natomiast w sercu żal o to, że Stefan W. był w więzieniu „zmuszony” do oglądania rządowej telewizji, która tak, jak inne media, jest odgórnie sterowana, co mogło przyczynić się do nastawienia 27-latka do otaczającego go świata.

Wiem, że ten rząd, który jest ręcznie sterowany, prokuratura, która jest sterowana przez ministra, media reżimowe powodowały tę nienawiść. Nasza rodzina tego mocno doświadczyła… Urzędy skarbowe wymyślały absurdalne zarzuty, kontrolowały naszą rodzinę kilka pokoleń wstecz – wyznała

Wdowa po tragicznie zmarłym prezydencie przyznała, że nie boi się wygłaszać takich ocen, bo „było ponad 100 programów oczerniających Pawła”. Ewentualne pozwy, o jakich w ostatnim czasie zrobiło się wyjątkowo głośno, nie miałyby więc w tym przypadku racji bytu.

Ucieczka z Gdańska

Podczas wywiadu padło również pytanie, czy wdowa po Pawle Adamowiczu myślała o ucieczce z Gdańska. Ucieczce, która mogłaby pomóc uchronić ich przed najgorszym, którego tak bardzo się obawiała. Okazuje się, że nie. Bała się jednak o dzieci i rodzinę.

Paweł nawet mówił nam, jak się zachowywać, jeżeli o 6 rano zacznie ktoś pukać do drzwi. Mi zdarzało się, że jak usłyszałam rano podjeżdżający samochód pod okno, to wyskakiwałam do okna i patrzyłam, czy przypadkiem nie wysiada większa grupa mężczyzn, którzy zaraz wtargną, rzucą Pawła na podłogę przy dzieciach, zaczną przeszukiwać nasz dom. Nie chciałam, żeby one były świadkami czegoś takiego. Myśmy się bardzo bali, byli zastraszani. Paweł był silny, ale baliśmy się o dzieci, o rodzinę – odpowiedziała Magdalena Adamowicz

Słowo może zabić i słowa, które padały, one Pawła strasznie raniły. On to brał na swoje barki, ale to go strasznie raniło. I się okazało, że te słowa też go zabiły – dodała

Ostatnie chwile

Wdowa po zmarłym prezydencie wspomniała także o ostatniej rozmowie z mężem. Rozmowie, podczas której Paweł Adamowicz wyraźnie cieszył się z tego, jak dużo pieniędzy udało mu się nazbierać do puszki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Ostatni wyjazd

Następnie Magdalena Adamowicz opowiedziała, jak wyglądał ich wspólny, nietypowy a zarazem ostatni, dwutygodniowy wypad do USA, gdzie na co dzień uczyła się córka prezydenta Gdańska.

Codziennie była rotacja, kto śpi z Pawłem. Kto będzie się przytulał do jego brody. Kiedy wracał do Polski, spóźnił się jego samolot. Młodsza córka bardzo płakała na lotnisku: tato, tatulku nie wyjeżdżaj – opowiadała Magdalena Adamowicz

Mieliśmy dużo więcej czasu na lotnisku, tuliliśmy się, żegnały się córki, zrobiłyśmy ostatnie zdjęcie. Młodsza córka, tak jak nigdy, bardzo płakała, „Tatusiu, tatulku, nie odjeżdżaj”, ale on miał w lutym znów przyjechać na kilka dni. To było wyjątkowe pożegnanie i czuję, że jesteśmy z nim pożegnane – dodała

Na koniec Magdalena Adamowicz podkreśliła, że „Paweł dla nie jest i zawsze będzie”, a w związku z tym wciąż czuje się jego żona.