Gdyby palenie na stosie było jeszcze dozwolone, to już byłbym kupką popiołu – mówi Wojciech Smarzowski, reżyser budzącego kontrowersje filmu „Kler”. Zdradza też, że ma już pomysł na „Kler 2”.
W obszernym wywiadzie Smarzowski mówi o kulisach tworzenia filmu, a także o tym dlaczego nakręcił ten obraz. – Myślę, że gdyby nie wybuchły afery pedofilskie na Zachodzie, nie zrobiłbym „Kleru” – stwierdza. – Po prostu nie zadałbym sobie kluczowego pytania: a jak jest u nas? – dodaje.
– Na całym świecie na jednego księdza pedofila przypadają dziesiątki ofiar, a w Polsce tylko jedna. Bo tylko jedna odważa się mówić – ocenia Smarzowski. Dodaje, że kilka dni temu jadąc autem usłyszał informacje o tym, że prymas Polski zapowiedział powstanie wewnętrznego, kościelnego dokumentu o wykorzystywaniu seksualnym dzieci przez duchownych. – Odbyła się odpowiednia konferencja i radosna nowina poszła w świat. Katolicy zachwyceni, bo wierzą, że się zmienia. A ja od razu pomyślałem, że „Kler 2” mógłby się zacząć tak: arcybiskup Mordowicz, grany przez Janusza Gajosa, organizuje księży, którzy pod wodzą księdza Teodora, w tej roli Stanisław Brejdygant, tworzą specjalną komisję i na specjalnej konferencji informują media, że przygotują raport „oczyszczający”. Jednocześnie arcybiskup Mordowicz wysyła klona księdza Lisowskiego, dajmy na to takiego księdza Petardę (Jacek Beler), który rusza od kurii do kurii i niszczy odpowiednie archiwa kościelne – opowiada reżyser. – No, ale to oczywiście fikcja fabularna, która pojawiła się w mojej głowie taki zalążek nowego filmu – dodaje.
Reżyser wyznaje, że jednym z powodów, dla których zrobił ten film, jest to, że „od jakiegoś czasu czułem i czuję się osaczony Kościołem”. – Każda uroczystość państwowa zaczyna się mszą, nie ma wiadomości bez informacji o dokonaniach księży, biskupów albo kardynałów, parafie ścigają się w budowaniu coraz wyższych krzyży, wkoło pomniki, tablice upamiętniające, relikwie, nawet egzorcystów mamy najwięcej na świecie. Kościół jest w urzędach publicznych, jest na ulicy i wpycha się nam do domu i do łóżka. To, że ktoś jest katolikiem, nie znaczy, że z nadania jest lepszym człowiekiem albo lepszym Polakiem niż niekatolik. No i można być niereligijnym, a uduchowionym – tłumaczy Smarzowski.
Reżyser pytany o reakcję prawicowych polityków i publicystów na jego film, odpowiada, że „gdyby palenie na stosie było jeszcze dozwolone, już byłby kupką popiołu”. – Po „Wołyniu” byłem prawdziwym Polakiem, przyklejonym do prawej strony, a teraz jestem wrogiem i zdrajcą Polski, przyklejonym do lewej. Nie dogodzisz – stwierdza Smarzowski.
Jego zdaniem to, czy film jest dobry, okaże się dopiero po kilku latach. – Dzisiaj każdy badziewiasty film można wypromować, jeszcze kamery nie wyjmiesz z auta, a w internecie już piszą, że kultowy. Dlatego dopiero po latach można będzie stwierdzić, czy szturm do kin na „Kler” wynikał z powodu tematu, umiejętnej reklamy, czy także jego jakości. Wierzę, że „Kler” się obroni – stwierdził Wojciech Smarzowski.
Źródło: wiadomosci.wp.pl