Czy Jan Paweł II miał nadprzyrodzone dary?

Czy Jan Paweł II miał nadprzyrodzone charyzmaty i dary? Czy mógł wiedzieć o tym, że ktoś na niego czeka i bardzo go potrzebuje? Tak wynika ze wspomnień ks. Rafała Jarosiewicza . Jako pierwsi publikujemy fragment jego książki o roboczym tytule „Duchowa jazda bez trzymanki”.

Publikujemy fragment książki:

„Mój spowiednik i przyjaciel ksiądz Tomek Bieliński dostał kiedyś zaproszenie na osobiste spotkanie z Janem Pawłem II. Jak się o tym dowiedziałem (będąc na spowiedzi), to poprosiłem go, żeby zabrał mnie ze sobą. Zgodził się, nie obiecując że uda się być razem na audiencji.

Natychmiast tego samego dnia pojechałem na lotnisko kupić bilety. W tym czasie do jego domu przyszedł Mariusz, bezrobotny chłopak z Warszawy i powiedział, że na spotkaniu modlitewnym (w którym uczestniczył), było poznanie (doświadczenie duchowe – charyzmatyczne – pozazmysłowe), że on z nim poleci do Watykanu i papież Jan Paweł II ukierunkuje go w jego życiowej misji.

– Nie wiem, co to było za poznanie, nic ci nie mogę obiecać – zaczął do niego mówić mój spowiednik. Ostatecznie jednak znaleźliśmy się w Watykanie w trójkę. I w pewnym momencie, po niedzielnym Anioł Pański, Tomek przekazał nam informacje o audiencji: „mam dwie wiadomości – jedna jest dobra, druga zła. Dobra jest taka, że mamy wejściówki na prywatną audiencję, a zła jest taka, że tylko dwie – powiedział.

Zaproponowałem, żebyśmy uwielbili Boga w tej sytuacji i w czasie tej modlitwy miałem tym razem ja takie duchowe doświadczenie (wizje), że Mariusz klęczy przed papieżem, Jan Paweł II kładzie na niego ręce, modli się nad nim, a ani mnie, ani mojego przyjaciela, spowiednika nie widziałem. Walczyłem ze sobą, czy to powiedzieć, bo pomyślałem sobie: jeżeli powiem, a to się nie stanie, to będę fałszywym prorokiem. Jeżeli powiem po fakcie, to powiedzą: o teraz sobie możesz mówić, że to jest proroctwo.

W pewnym momencie się zdecydowałem: słuchajcie – ja muszę wam powiedzieć – miałem taką „wizję” na modlitwie. Nie wiem, czy to jest od Pana Boga. Jest mi trudno się tym podzielić, ale czuję, że muszę. Mój spowiednik uśmiechnął się i skwitował do mnie: „a jak się nie spełni, to powiesz, że się przewidziało”. Bardzo luźno i radośnie to przyjął.

A ja byłem tak podekscytowany tym, że udało mi się podzielić wizją, nie wiedząc do końca czy jest prawdziwa… Chyba też z tej radości zaproponowałem oddanie wejściówki Mariuszowi. Chciałbym oczywiście się spotkać z Janem Pawłem II, ale jak patrzyłem na wiarę tego młodego chłopaka, jak on w tych wszystkich miejscach gdzie byliśmy klękał, z jaką pobożnością się modlił, to moje kapłańskie serce aż budził do większej miłości do Pana Jezusa.

Ale gdy już „symbolicznie” wejściówkę oddałem, to zaczęła się „duchowa jazda bez trzymanki”. Zacząłem myśleć, że zrobiłem największą głupotę w życiu, że to może była ostatnia szansa, żeby spotkać osobiście papieża, że przecież on niedługo umrze. Dwie godziny straszliwej walki duchowej. Wszystko mi jakby „wyszarpywało serce”, umysł był pogrążony w oskarżeniach typu: co ty zrobiłeś!

Po dwóch godzinach stało się coś dziwnego. Do mojego przyjaciela zadzwonił ojciec Konrad Hejmo i powiedział, że Ojciec Święty pyta, czy jest z nami młody chłopak z Polski? On odpowiedział, że tak, a ojciec Konrad stwierdził, że papież chce się z nim spotkać na prywatnej audiencji. Ja nie wiem, czy Jan Paweł II miał wtedy dar poznania, nie wiem, jakim cudem wiedział o Mariuszu i jak to się odbywało, ale wiem, że tak było! Papież chciał spotkać się z chłopakiem z Polski, którego nie znał! Nie mógł być to przypadek! Audiencja miała miejsce!

Najpierw byliśmy z Tomkiem na spotkaniu my (dlatego myślę, że w wizji widziałem samego Mariusza), a potem jeszcze kilka osób i ostatnia audiencja była dla Mariusza. On klęknął przed papieżem, przekazał reklamówkę listów od swojej wspólnoty i rozmawiał. To była indywidualna audiencja dla niego… Ukierunkowanie go w jego misji na życie – przez samego Jana Pawła II. ”

Źródło: wiadomosci.onet.pl