Relacja między ludźmi a zwierzętami potrafi być wyjątkowa i nie piszemy tylko o psach czy kotach. Dzikie zwierzęta również potrafią się przyzwyczaić do ludzi, szczególnie jeśli ci okazali im serce… Tak było w przypadku wiewiórki o imieniu Bella.
Brantley Harrison mieszka blisko lasu. W 2009 roku wrócił z rodzinnego spaceru z niespodziewanym gościem. Znalazł w lesie ranną wiewiórkę, która najwyraźniej została zaatakowana przez inne zwierzę. Rodzina zaopiekowała się ranną Bellą, która została z nimi aż do wiosny 2010 roku. Wtedy państwo Harrison uznali, że pora wypuścić Bellę na wolność, ale…
Bella nie zamierzała za bardzo oddalać się od domu swoich nowych przyjaciół! Niezmiennie od lat przychodzi pod ich drzwi i grzecznie czeka, aż ktoś ją zauważy i wpuści do środka albo… robi tyle hałasu, że i tak ją wpuszczają. Chętnie zagląda też przez okna wypatrując znajomych twarzy.
8 lat po uratowaniu Belly, ta zjawiła się w domu Harrisonów nie z przyjacielską wizytą, ale ponownie szukając pomocy.
Okazało się, że Bella nie dość, że zraniła się w jedną z łapek, to miała jeszcze jeden powód, by szukać schronienia w bezpiecznym miejscu – spodziewała się potomstwa!
Brantley powiedział, że to było niesamowite doświadczenie. Najpierw opiekował się Bellą, a teraz ta wróciła do niego z prośbą o pomoc w opiece nad jej własnymi dziećmi. Widać, że Bella bardzo zaufała ludziom!