Mitchel Craddock z Tennessee nie chciał spędzać swojego wieczoru kawalerskiego w mieście w żadnym klubie. Wolał wyjechać z najlepszymi przyjaciółmi za miasto. Wynajęli domek w lesie i zamierzali świetnie spędzić weekend. Nie obyło się bez wielkiej niespodzianki, a raczej bez jednej niespodzianki średniej wielkości i siedmiu małych.
Następnego dnia po imprezie łącznie dziewięciu wygłodniałych mężczyzn po prostu musiało coś zjeść. Mitchel zajął się śniadaniem. Gdy zaczął smażyć bekon, na progu chatki pojawiła się wychudzona sunia zwabiona zapachem… Przyjaciele nazwali ją Annie, nakarmili i postanowili pójść z nią na spacer, żeby przekonać się, gdzie mieszka.
Annie, początkowo bardzo ufna, w lesie zaczęła na nich warczeć. Okazało się, że sunia bała się, że obcy zrobią krzywdę jej dzieciom. Szybko przekonała się, że ludzie chcą im pomóc tak samo, jak i jej…
Ostatecznie, drugi dzień zaplanowanej imprezy skończył się kupowaniem rzeczy dla piesków i wizytą u weterynarza. Wszystkie szczeniaczki były dobrze odżywione, ich mama nie dbała tylko o siebie… Teraz wszystko się zmieniło. Mitchel poinformował narzeczoną, że…
Jego koledzy postanowili adoptować po jednym szczeniaczku. Annie też znalazła u nich dom. Wszyscy mieszkają w odległości do ośmiu kilometrów, więc psia rodzina będzie w ciągłym kontakcie.
PS. Narzeczona Mitchela powiedziała, że już się zastanawia, kiedy w ich domu pojawi się nowy pies. Mitchel adoptował labradora i wręczył go dziewczynie wraz z pierścionkiem zaręczynowym, teraz przygarnął szczeniaczka… Może ślub będzie kolejnym dobrym momentem na nowego psa?
Źródło: podaj.to