Na szczęśliwą rodzinę i dzieci zasługuje każdy człowiek. Wykonywany zawód nie powinien mieć wpływu na życie prywatne. Nikt nie chce być sam.
Ksiądz, który się zakocha, powinien za tą miłością podążać. To niezwykły dar. Trzeba go docenić, a nie odrzucać – mówi pastor Robert Augustyn.
Gdzie pastor może poznać przyszłą żonę?
– Ja poznałem w kościele.
Mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi.
– Ale nie byłem jeszcze wtedy pastorem, tylko perkusistą. W 2007 roku pojechaliśmy z zespołem do Żor, by zagrać w tamtejszym kościele na zjeździe dla młodzieży. Wypatrzyłem Irenę w tłumie. Po spotkaniu było ognisko, na którym do niej podszedłem i zaczęliśmy rozmawiać. Spodobaliśmy się sobie i umówiliśmy się na randkę.
Czyli tradycyjnie.
– Tradycyjnie. Po siedmiu latach znajomości zaręczyliśmy się, a od 2013 roku jesteśmy małżeństwem. Mamy dwoje dzieci. 3,5-letniego Tobiaszka i ośmiomiesięcznego Antosia.
Zaraz, zaraz. Kiedy braliście ślub, byłeś już pastorem?
– Skończyłem studia i byłem kandydatem na pastora. Jeszcze nie miałem święceń.
To znaczy, że teraz Irena mogłaby się z tobą rozwieść, mówiąc, że wychodziła za osobę świecką, a nie za pastora?
– Wyszła za osobę świecką, ale znała i akceptowała moje plany, w końcu byłem już po studiach teologicznych, gdy braliśmy ślub.
Ty formalnie mógłbyś wziąć rozwód?
– Jeżeli pastor się żeni i zakłada rodzinę, to bierze na siebie ogromną odpowiedzialność. Musi być tego świadomy, zwłaszcza że robi to dobrowolnie. Nie może zaniedbywać rodziny czy doprowadzić do rozwodu z własnej winy.
A co, jeśli się zakocha w innej osobie?
– Podejrzewam, że taki przypadek może się zdarzyć. Albo że zdradzi żonę. Wtedy najwyższa władza kościelna z biskupem Kościoła na czele podejmuje na ten temat dyskusje. Sprawa jest poważna, wiadomo, że takie zachowanie pastorowi nie przystoi. I musi ponieść tego konsekwencje, z odejściem włącznie.
Choć pewnie nie wypada, żeby pastor był rozwiedziony?
– Nie wypada. Ale to się zdarza, bo pastor to też człowiek. Choć rozwody wśród pastorów nie są popularne. Zresztą komu wypada? I nie chodzi tu wcale o kwestie przyzwoitości, ale o wzięcie odpowiedzialności za swoje decyzje i wybory.
Ostatnio papież Franciszek oznajmił, że chce debaty o celibacie. Przeciwni jego zniesieniu twierdzą, że rodzina przeszkadzałaby katolickiemu księdzu w posłudze kapłańskiej. Jak to wygląda u ciebie?
– Pastor musi być doskonale zorganizowany. Jeżeli tej organizacji zabraknie, będzie kuleć zarówno Kościół, jak i jego rodzina. Ale jest też tak, że kobieta, która bierze ślub z pastorem, świadomie wchodzi też w jego służbę. Irena i ja staramy się służyć razem. Co prawda po narodzinach Antosia żona skupiła się na jego wychowaniu, ale kiedy synek podrośnie, znów będziemy wspólnie działać na rzecz Kościoła.
Żona jest często moim źródłem inspiracji i motywacji. Dzięki niej mam zawsze świeże spojrzenie na rzeczywistość, która nieraz jest dołująca. Mam wrażenie i przekonanie, że moja służba dzięki niej jest bardziej kompletna – uzupełniamy się.
Rozumiem, że robi to społecznie, bez wynagrodzenia?
– Tak. Moja żona gra na pianinie, organach i prowadzi w kościele dziecięcy zespół muzyczny. Teraz studiuje coaching, żeby m.in. stworzyć grupę rozwojową dla kobiet i system szkoleń z rozwoju osobistego. Ma zapał. I ma do tego talent. Zresztą moja żona jest genialna. Razem napisaliśmy projekt „Najważniejsze Skrzyżowanie”, którego przebieg można śledzić na Facebooku. Wciąż wyznaczamy sobie wspólne cele i mamy frajdę z ich realizacji.
Zwolennicy zniesienia celibatu mówią, że ksiądz nie powinien pouczać ludzi w kwestiach rodzinnych, skoro sam nie ma żony i dzieci.
– Powiem pokrótce, jaka jest moja opinia, ale zaznaczam, że nie jest to opinia mojego Kościoła. Wielu księży zostało obdarowanych niesamowitym uczuciem, jakim jest miłość. Muszą jednak to uczucie w sobie gasić, a potem słyszą jeszcze od ludzi, że nie są dla nich autorytetami w kwestiach rodzinnych. To niezwykle trudna sytuacja.
Idea celibatu nie pochodzi z Biblii. Celibat wprowadzono dopiero w 1139 roku na soborze laterańskim. Powodem jego zatwierdzenia były obawy związane z dziedziczeniem majątku przez rodziny duchownych. Moim zdaniem celibat to wielki błąd człowieka, przez który zabrano księżom wolność. Należałoby się po prostu do tego błędu przyznać i uciąć wszelkie dyskusje. Ksiądz, który się zakocha, powinien za tą miłością podążać. To niezwykły dar. Trzeba go docenić, a nie odrzucać.
Mam rozumieć, że doradzasz księżom miłość?
– Nie chciałbym innym radzić, jak mają żyć. Powiem tylko, że jak się ktoś zakochał, to niech kocha. Szczerze. I pozostanie temu wierny.
Co poza celibatem odróżnia Kościół katolicki od ewangelickiego?
– Nie modlimy się do świętych. Wierzymy, że człowiek, który umiera, odchodzi z tego świata. Nie ma go, nie słyszy nas. Możemy się modlić tylko do Pana Jezusa, który przyprowadza nas do Boga. Mamy też tylko dwa sakramenty: chrztu świętego i komunii świętej. Małżeństwo na przykład nie jest u nas sakramentem. Uważamy też, że rozwód jest wręcz często dla wiernych ratunkiem np. od domowej przemocy.
A jaki jest stosunek Kościoła ewangelickiego do ewangelizacji za pośrednictwem mediów społecznościowych? Ty bardzo aktywnie robisz to na Facebooku.
– W Kościele ewangelicko-augsburskim staramy się skracać dystans. Pastor powinien wychodzić do ludzi tak jak to czynił Pan Jezus. Media społecznościowe to dzisiaj podstawowe narzędzie w docieraniu do ludzi. Ewangelizuję w nietypowy sposób. Staram się zachęcać do wiary, ale nie zmuszając, tylko stawiając ludzi przed wyborem. Pokazywać im pozytywną stronę naszego Kościoła oraz pokazywać, że chrześcijański styl życia i wartości z niego płynące są kultowe i dają prawdziwą radość w życiu.
Jak organizujesz swój dzień?
– Rano mam trening na siłowni i dalsze obowiązki, zazwyczaj są to lekcje religii, odwiedziny z komunią, nabożeństwa. W międzyczasie muszę odebrać syna z przedszkola, upiec ciasto na święta. Poza tym trzy razy dziennie muszę wypić kawę – nie wyobrażam sobie bez niej życia.
Jesteś nowoczesny, otwarty. Niedawno Sejm odrzucił uchwałę dotyczącą uczczenia jubileuszu 500-lecia reformacji. Sprawiło ci to przykrość?
– Jestem rozczarowany, to smutna informacja dla naszej wspólnoty. Ale z drugiej strony nie odebrałem tego jakoś bardzo osobiście. O mojej tożsamości chrześcijańskiej nie decydują obchody 500 lat reformacji. Dzięki naszemu Kościołowi poznałem Słowo Boże i to jest dla mnie najważniejsze, to ono zbudowało moją świadomość. Decyzja posłów ani mnie nie uraziła, ani nie ma wpływu na to, jak się czuję. W ogóle na to, co się dzieje w Sejmie, patrzę z pewnym politowaniem. Na posłach ciąży odpowiedzialność za kraj, za ludzi, którzy w nim żyją. A niektórzy posłowie najwyraźniej nie zdają sobie z tego sprawy. Nie chcę ich jednak oceniać. Za taką sytuację wypadałoby się tylko pomodlić.
Zostawmy Sejm i wróćmy do twojej żony, która jest wyjątkowa. Wspiera cię w nietypowej pasji, jaką jest udział w rajdach samochodowych. Jesteś chyba jedynym księdzem w Polsce, który uprawia ten sport.
– Na pierwszą randkę pożyczyłem od znajomego samochód rajdowy. Przewiozłem nim Irenę i od razu zaznaczyłem, że nie mam zamiaru z mojej pasji rezygnować. Potem w trakcie studiów zarzuciłem trochę rajdy, ale kiedy zostałem księdzem, okazało się, że ciężko mi było bez tych wyścigów wytrzymać. Na szczęście jesteśmy z żoną jednomyślni – trzeba być sobą. A rajdy od zawsze były częścią mojej osobowości.
Oczywiście, nie znaczy to, że mojej żonie nie jest ciężko. Przyznaje, że gdy stoi na trasie wyścigu, bardzo się o mnie boi i żałuje, że mi na to pozwoliła. Ale kiedy dojeżdżam do mety, jest ze mnie dumna i cieszymy się razem.
Czy to prawda, że kupiła ci samochód rajdowy?
– Rok temu oznajmiła: „Pozwalam ci kupić sobie na urodziny samochód rajdowy”. Nie znaczy to, że jestem pantoflarzem – żona po prostu dała mi na to auto swoje zarobione pieniądze. To było dla mnie niesamowite zaskoczenie, właściwie cud.
Na początku nie mogłem w to uwierzyć, ale kiedy już to do mnie dotarło, zacząłem szukać odpowiedniego samochodu. Kupiłem go następnego dnia. Miałem szczęście, bo trafiłem na świeżo zbudowany przez pasjonata samochód rajdowy. Przez ostatni rok modliłem się, pytając Boga, czy mam wrócić do rajdów. Gdy znalazłem to auto, uznałem to za znak. No i jeżdżę.
Znalazłeś oryginalny sposób, jak połączyć wyścigi z obowiązkami księdza – okleiłeś samochód rajdowy wersetami z Biblii.
– Moja posługa nie tylko nie ucierpi z powodu mojej pasji, ale wręcz zyska. Jestem pierwszym księdzem, który wpadł na taki pomysł. Wersety na moim aucie mają utwierdzić ludzi w przekonaniu, że nasz Bóg jest Bogiem miłości i wolności. Zachęcam wiernych, by swoje talenty odkrywać i realizować.
Czy narażając się na niebezpieczeństwo, nie działasz wbrew nauce swojego Kościoła?
– Promuję bezpieczną jazdę. Choć rajdy są kojarzone z szaleństwem, samochody rajdowe są bardzo bezpieczne, pod każdym względem. Są tak tworzone, żeby załodze nic się nie stało. Gdyby po drogach jeździły same rajdówki, byłoby o wiele mniej poważnych wypadków.
Czyli mam się o ciebie nie niepokoić?
– Nie musisz. Mam też dobrego pilota.
Robert Augustyn. Ksiądz, mąż, ojciec, rajdowiec, perkusista, narciarz. Ma 29 lat. Pochodzi z Wisły, mieszka obecnie w Katowicach. Skończył teologię w Warszawie. Jego kuzynem jest skoczek Piotr Żyła.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w „Gazecie Wyborczej”, pracowała też w „Super Expressie” i „Fakcie”. Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi rozmawia także w Radiu Pogoda, kawy i sportowych samochodów.
Źródło: chwilesloneczne.blogspot.com