Śpiączka to ogromny dramat dla chorego i jego rodziny. Opieka nad taką osobą jest trudna i kosztowna.
Nadzieja jest niczym huśtawka, która raz wznosi się i rozwiewa wszelkie wątpliwości, a potem znowu spada i sprawia, że rodzina przestaje wierzyć w to, iż chory kiedykolwiek się obudzi. Nie pomaga też świadomość tego, że chory może czuć się więźniem we własnym ciele, słyszeć wszystko dookoła, ale nie móc dać znaku życia.
45-letnia Lyndee mieszkała w Phoenix wraz z mężem i synem. Ten drugi znalazł ją leżącą na podłodze, nieprzytomną. Kobieta żyła, ale wpadła w śpiączkę. Nikt nie wiedział, co ją wywołało.
Lyndee była w śpiączce przez 12 lat, a jej bliscy stracili jakąkolwiek nadzieję na to, że się obudzi. Jej mózg przestał pracować i nie reagowała na żadne bodźce. Odłączenie jej od aparatury wydawało się być najlepszym rozwiązaniem. Cała rodzina kobiety przyszła się z nią pożegnać.
Na samym końcu do Lyndee zbliżył się jej mąż. Rozgoryczony szepnął jej do ucha: „Dlaczego nie walczysz, potrzebuję Cię.”
Wtedy tez kobieta powiedziała: „Przecież walczę!”
Sama jeszcze wtedy nie wiedziała, że powiedziała to głośno. Kobieta już wcześniej krzyczała, ale jej głos się z niej nie wydostawał i nikt jej nie słyszał.
Możemy sobie tylko wyobrażać czym była dla wszystkich zebranych ta chwila. Emocje na musiały sięgać zenitu.
Lyndee dochodziła do siebie przez jakiś czas. Jej stanu nigdy nie wyjaśniono. Nie wiadomo ani czym został wywołany, ani co przerwało śpiączkę. Ale Lyndee się obudziła i opowiedziała swoją historię.
Nie wie, jak długo była świadoma, traciła świadomość i znowu ją odzyskiwała, gdy ktoś przy niej był i mówił. Lyndee zdawała sobie sprawę z tego, że chcą ją odłączyć. Bała się tego i walczyła.
Dzisiaj apeluje do rodzin, których bliscy są w śpiączce.
– „Mówcie do nich, to bardzo pomaga, prawdopodobnie usłyszą Wasze słowa, a one dodadzą im sił do walki.”