Dwuletni syn wylał atrament na dywan, 14 lat później zrozumiała jak ważny był to moment w jej życiu. I rozpłakała się

Heather Duckworth wie wiele o macierzyństwie. Jest matką piątki dzieci, w tym trojaczków. Ostatnio zamieściła na Facebooku post pod tytułem „Niebieska plama”. Jej wiadomość szybko została udostępniona przez tysiące ludzi. Dziś chcieliśmy podzielić się nią z Wami. Prosimy, jeśli poruszy Was ona, udostępnijcie dalej.

NIEBIESKA PLAMA

Któregoś wieczoru czyściłam z dywanu śluz z gumowej zabawki, którą moja córka ubrudziła podłogę i wszystko dookoła. Moda na śluzowate zabawki w naszym domu jest ogromna, a wszędzie zostają śliskie plamy. Moja córka zebrała już większość, ale teraz ja ścierałam najbardziej uparte plamy i zaczynałam być zdenerwowana tym bałaganem. Miałam wrażenie, że śluz jest wszędzie! Ale nagle przypomniałam sobie inną sytuację z mojego życia, gdy czyściłam ogromny bałagan wiele lat temu i wspomnienia szybko wróciły.

14 lat temu…

To była pora pójścia do łóżka. Byliśmy już tak blisko. Byłam kompletnie wykończona i padnięta. Życie toczyło się non-stop z naszymi dwuletnimi trojaczkami i ich 4-letnim bratem. Nie miałam czasu dla siebie i chyba od czterech dni nie brałam prysznica. Każda sekunda była poświęcona ich potrzebom, lecz pomimo zmęczenia, nie chciałabym nic zmienić. Moje ręce były pełne roboty, ale moje serce było też wypełnione.

Właśnie skończyliśmy nasz rytuał kolacji i kąpieli i zebraliśmy chłopców do pokoju by jeszcze trochę ogarnąć zabawki przed snem. Muzyka grała z radia, a wszyscy tańczyli i śpiewali.

Szybko zbierałam zabawki, niecierpliwa by jak najszybciej położyć chłopaków, z nadzieją, że będę miała chwilę na prysznic. Gdy nagle usłyszałam, jak jeden z nim mówi: „O nie”.

Odwróciłam się i ujrzałam niebieski atrament kapiący na dywan. Wkład do długopisu pękł w rękach synka, a niebieski atrament kapał na czystą piżamę.

Nabrałam powietrze patrząc jak gęste jezioro niebieskiego atramentu zabarwia nasz dywan, nasz nowy dywan. Zawołałam męża, który akurat zmywał naczynia, by przyszedł mi pomóc. Byłam bardzo zła, gdy zabrałam syna do łazienki by go umyć, a mój mąż zaczął ścierać niebieską plamę z dywanu.

Łzy frustracji spływały mi po policzkach. Byłam tak bardzo zmęczona. I wściekła. Nie byłam zła na syna, który wyglądał jak niebieski Smerf, ale byłam zła na siebie, że zostawiłam długopis w zasięgu ręki dwulatka. Mieszkaliśmy w tym domu dopiero 6 miesięcy, a dywan był zniszczony.

Tego wieczoru ponad godzinę czyściliśmy tę plamę, ale nie zeszła.

Następnego dnia przyjechała ekipa, która czyści dywany… Kilka razy czyścili tę plamę, ale ona nawet trochę nie wyblakła… Patrzyła na mnie cała niebieska.

Byłam rozczarowana za każdym razem gdy patrzyłam na tę plamę. Była taka brzydka i tworzyła taki duży kontrast do naszego jasnego dywanu. Nie ważne co robiłam, nie chciała zejść. Przez nią czułam się rozczarowana i upokorzona. Czułam się zła i że to była moja porażka zostawić długopis w zasięgu ręki dziecka. Ta niebieska plama miała taki negatywny wpływ na moje życie. Nienawidziłam jej.

Miesiąc później u mojego kochanego syna, tego który rozlał tusz na dywan, zdiagnozowano nowotwór. A dwa lata później zmarł.

Mój syn odszedł, a niebieska plama? Wciąż tam jest… lecz teraz… przypomina mi mojego syna. Jest przypomnieniem mojej frustracji czymś nieistotnym. Czymś co nie ma znaczenia.

Niebieska plama stała się przypomnieniem, że w życiu jest bałagan, ale to sprawia że warto żyć.

Jest ciągłym przypomnieniem, żeby nie przejmować się drobnostkami.

Jest ciągłym przypomnieniem, że „rzeczy” nie są ważne, ludzie są ważni.

Jest ciągłym przypomnieniem, że wypadki się zdarzają.

Jest ciągłym przypomnieniem, żeby odpuścić drobiazgi i zająć się ważnymi sprawami.

Przez te wszystkie lata plama nie wyblakła. Z czasem nauczyliśmy się ją zakrywać meblami, ale jeśli tylko robiliśmy generalne sprzątanie i odsuwaliśmy meble, widziałam tę niebieską plamę. Zapierało mi to dech i przypominało mi ogromną stratę jaka mnie dotknęła.

Ta sama plama, przez którą płakałam z frustracji, sprawia że dziękuję Bogu za te wspaniałe wspomnienia, które mam.

Przypomina mi, że w życiu czasami jest bałagan. Plamy na kuchennej podłodze. Chrupki rozrzucone w całym samochodzie. Szyby zbite piłkami. Brudne rzeczy wysypujące się z koszy. A naczynia zapełniające cały zlew. Odciski palców na szybach, a blaty pomazane kredkami. I niebieskie plamy na nowym dywanie.

A ten bałagan? Pochodzi z życia, miłości, dorastania i uczenia się. Sprawia że jestem wdzięczna. I jest to ukryte błogosławieństwo.

I wiecie co?

Mogłabym mieć milion niebieskich plam na dywanie, za to żeby spędzić jeszcze jeden dzień z moim synem.

Popatrzyłam raz jeszcze na bałagan na podłodze i przypomniałam sobie o niebieskiej plamie. Od razu spokorniałam, gdy zdałam sobie sprawę, że jest tam gdzieś matka, siedząca obok chorego dziecka w szpitalu… pragnąca być w domu i sprzątać bałagan, który jej zdrowe dziecko robi, tak jak wiele lat wcześniej.

Nowe łzy spłynęły mi po policzku gdy czyściłam ten śluz na dywanie, ale patrząc na niego nowymi oczami, dziękując Bogu, za ten drobny szept przypominający mi by w życiu skupić się na tym co ważne.

Źródło: podaj.to