Dobrzy ludzie odchodzą zdecydowanie za szybko… Podczas gdy wielu ojców nie poczuwa się do odpowiedzialności za swoje potomstwo, Chris Daykin uwielbiał zajmować się swoimi córeczkami: 4-letnią Pearl oraz 2-letnią Iris. Helen, jego żona, często wyjeżdżała służbowo, a wtedy on z niekłamaną przyjemnością zajmował się domem i dziećmi. Feralnego dnia doszło do tragedii, która wszystko zmieniła już na zawsze.
Chris punktualnie zostawiał dziewczynki w przedszkolu, ale tamtego dnia nie przyjechał ani nie odebrał telefonu od zaniepokojonych pracowników placówki. Do Helen nie dzwonili, ponieważ wiedzieli, że jest na wyjeździe służbowym.
Ze swojej strony Helen też próbowała dodzwonić się do męża, a kiedy nie odebrał, uznała, że jest zbyt zajęty córeczkami i potem oddzwoni… Nigdy tego nie zrobił. Prawdę odkryła babcia dziewczynek.
Kobieta nie mogła otworzyć drzwi, a widząc opuszczone rolety w oknach, wystraszyła się, że stało się coś złego. Zadzwoniła na policję.
Gdy policjanci siłą dostali się do środka domu, na pierwszym piętrze zastali straszny widok… Chris zmarł na atak serca już poprzedniego wieczoru o godz. 20. Pearl i Iris spędziły u jego boku całą noc i połowę następnego dnia. Starsza dziewczynka wyjaśniła, że tatuś nie mógł się obudzić, więc włożyła mu do buzi jego tabletki, ale ich nie połknął…
Chociaż od tamtych tragicznych wydarzeń minął już rok, Helen wciąż nie może uwierzyć, że jej ukochanego męża już przy niej nie ma. Zaangażowała się w akcję mającą na celu uświadamianie przedszkolankom, jak ważne jest zadzwonienie i zapytanie, czy wszystko w porządku, jeśli dziecko nie stawia się o konkretnej godzinie. W większości przypadków rodzice po prostu zapominają poinformować o nieobecności, ale czasem jeden telefon może uratować komuś życie.
Źródło: podaj.to