Nie wiemy, czy ta historia jest prawdziwa, ale coś nam mówi, że w dzisiejszych czasach to bardzo prawdopodobne. Pary rozstają się zanim zdołają się dobrze poznać, rozwody są na porządku dziennym, a dzieci poznają nowego partnera taty lub mamy. Nie oznacza to, że nowy „tato” jest kimś złym. Bohater tej historii szczerze pokochał zarówno swoją partnerkę, jak i jej córkę, która na dobrą sprawę wychowywała się bez ojca. Ten ostatni przepadł jak kamień w wodę nie płacąc alimentów…
Wychowaniem i utrzymaniem przybranej córki zajął się więc nasz bohater, który opowiada:
„Moja przybrana córka niedługo wychodzi za mąż. Przez ostatnie pół roku jej mama i ona sama nie mówią o niczym innym i żyją przygotowaniami. Moja córka, jak ją nazywam, niedawno skończyła studia i chociaż uczyła się na uczelni publicznej, drogo mnie to kosztowało. Kupiłem jej samochód, żeby wygodniej było jej dojeżdżać na zajęcia. Mieszkała u nas, bo tak było taniej – nie pracowała ze względu na studia. Na krótko przed ślubem w jej życiu niespodziewanie pojawił się jej biologiczny ojciec.
Moja córka i jej biologiczny ojciec zaczęli regularnie się spotykać, a ona była taka szczęśliwa, że na nowo ma ojca… Nie powiem, zabolało. Ten facet nie zapłacił za ani jeden dzień jej edukacji, nie spędzał z nią ważnych chwil, nigdy go nie było, gdy była chora lub potrzebowała pomocy, a ona momentalnie odstawiła mnie na bok, gdy się pojawił, ale wracając do tematu…
Ślub był przewidziany na 250 osób. Ze swojej strony poprosiłem o dopisanie 20 moich znajomych – ostatecznie to ja miałem płacić za ślub, więc uznałem, że mam do tego prawo. Moja partnerka i jej córka powiedziały, że nie ma problemu… Tyle że gdy spotkałem się z jednym z kolegów i zapytałem, czy będzie na ślubie, bardzo się zdziwił. Okazało się, że nic nie wiedział (ani on, ani moi pozostali znajomi). Wściekły zapytałem o to moją rodzinę… Dowiedziałem się, że na sali jest miejsce tylko na 250 osób, ale jeśli ktoś z ich gości nie przyjdzie, wyślą zaproszenia moim znajomym… Tak jakby byli ludźmi gorszej kategorii – najwyraźniej to samo myślały o mnie, w czym partnerka i jej córka utwierdziły mnie w czasie wczorajszej uroczystej kolacji z narzeczonym córki, jego rodzicami i, ku mojemu zdziwieniu, z biologicznym ojcem mojej przybranej córki.
W czasie kolacji dziewczyna, którą wychowałem jak własne dziecko, powiedziała, że bardzo się cieszy, że jej prawdziwy ojciec poprowadzi ją do ołtarza. Wszyscy wyrazili zachwyt, a ja poczułem, jak coś mnie ściska za gardło. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Ostatecznie nie wytrzymałem i poprosiłem o ciszę mówiąc:
Chciałbym wznieść toast. Od razu zobaczyłem, jak moja partnerka i moja córka wymieniły zaniepokojone spojrzenia i to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że od lat jest uważany za bogatego durnia…
Od kilkunastu lat tworzę część tej rodziny, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dzisiaj chcę podziękować przyszłym małżonkom za to, że otworzyli mi oczy. Najwyraźniej pomyliłem się co do mojej roli w tej rodzinie. Myślałem, że dwie obecne tu kobiety mojego życia darzą mnie uczuciem i szacunkiem, ale jestem dla nich tylko bankiem z otwartym rachunkiem. W związku z tym, że odebrały mi rolę ojca i to nie ja poprowadzę córkę do ołtarza, rezygnuję również z roli sponsora tego wesela – niech i tym zajmie się prawdziwy ojciec.
Po czym w ogólnej ciszy ruszyłem do wyjścia, choć przecież kolacja odbywała się w MOIM domu. Jeszcze tego samego dnia wycofałem wszystkie pieniądze ze wspólnego konta i zerwałem umowę z firmą organizującą weselę (na szczęście wpłaciłem tylko zaliczkę). Może to i egoistyczne z mojej strony, ale cóż, za długo byłem wykorzystywany.
My jak najbardziej rozumiemy jego punkt widzenia, a Wy?