Chyba każdy z nas słyszał lub mówił kiedyś dzieciom, żeby nie rozmawiały z nieznajomymi. Jednak co mają zrobić w sytuacji gdy są w niebezpieczeństwie i potrzebują pomocy nieznajomego np. policjanta lub lekarza? Ta kobieta wyjaśnia jak jej podejście uchroniło jej dwóch synów przed porwaniem:
„Trzy dni temu po porannym prysznicu poczułam ostry ból w dole brzucha. Ból był nie do zniesienia, zakręciło i się w głowie i zrobiło niedobrze. Jakimś cudem udało mi się wystarczająco ubrać i udać na pogotowie.
Starszym synom kazałam usiąść na ławce przed szpitalem i poczekać na sąsiada, który miał ich zawieść do szkoły – moi rodzice, gdy dowiedzieli się, że jadę do szpitala, upewnili się, że mógł zawieźć chłopców.
Wraz z młodszymi dziećmi weszłam do szpitala i okazało się, że pękł mi torbiel na jajniku.
Dopiero gdy starsi chłopcy wrócili ze szkoły dowiedziałam się, że bardzo się spóźnili. Okazało się, że sąsiad wcale nie jechał po nich z domu – 5 minut, tylko gdzieś z daleka, więc czekali na niego przed szpitalem prawie godzinę! W tym czasie moich synów spotkała nieprzyjemna i niebezpieczna sytuacja, przed którą wiele razy ich ostrzegałam. Gdy siedzieli na ławce podeszła do nich dziwna kobieta wraz z dwoma mężczyznami, zapytali czy chłopcy wejdą do łazienki, żeby pomóc im przekonać ich kolegę, że może bezpiecznie wyjść. Obiecali im słodycze. Moje dzieci kilkukrotnie odmówiły i tylko dzięki temu uniknęły porwania. Na szczęście chwilę po tym podjechał sąsiad i ich zabrał. Gdy usłyszałam tę historię zrobiło mi się niedobrze ze strachu.
Syn powiedział mi wtedy, że wiedział, że nie powinien z nimi rozmawiać, bo mamy w rodzinie zasadę, że nie rozmawiamy z „podejrzanymi”. Wiedział, że ci ludzie są podejrzani (jak ich nazywamy) ponieważ dorośli nie proszą dzieci o pomoc. Normalny dorosły w razie potrzeby poprosi innego dorosłego.”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.