Każdy z nas pewnie zna jakiegoś egoistę. Jednak ja dopiero dziś poznałam moc tego słowa. Kobieta, która napisała do redakcji portalu „Papilot” przekroczyła wszelkie granice. Tak egoistycznej osoby nigdy nie spotkałam i raczej nikt jej nie pobije.
Zuzanna opowiedziała o tym jak poznała w pracy swojego męża, który ją kompletnie nie interesował, zaczęła na niego inaczej patrzeć w momencie, gdy dowiedziała się, że jest on bardzo bogaty.
„Minęło parę miesięcy. Pewnego dnia rano, kiedy byliśmy sami w naszym miejscu pracy (reszta jeszcze nie przyszła), Adam wyznał, że mu się podobam i zaproponował mi randkę. Byłam w lekkim szoku. Na początku chciałam odmówić, bo spędzanie czasu w towarzystwie tak nijakiej osoby, która nie posiada w sobie nic oryginalnego nie było moim największym marzeniem, a wręcz wstydziłabym się tego. Nie obchodziło mnie, że sprawię mu przykrość – ja miałam swoje wymagania co do facetów, a on nie spełniał żadnego z nich i to była tylko i wyłącznie jego wina. Zdawałam sobie sprawę, że zasługuję na kogoś lepszego.
Mimo to z udawaną ciekawością i nieszczerym uśmiechem na twarzy zapytałam, gdzie niby mielibyśmy pójść. Wtedy on podał nazwę najdroższej restauracji w naszym mieście. Od razu zmieniłam zdanie. Pomyślałam sobie, że skoro chce mnie zabrać do takiego miejsca, to musi być bogaty. Postanowiłam dać mu szansę i zgodziłam się, choć normalnie nigdy bym tego nie zrobiła. Niczego jednak obecnie nie żałuję i uważam, że to była najlepsza decyzja w moim życiu, która przyniosła mi owocną przyszłość. Wydawał się zadowolony. Ja też byłam. Co prawda kompletnie mi się nie podobał, ale postanowiłam, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to mogę nawet z nim być. Jeśli nie z miłości – to dla pieniędzy, które prawdopodobnie miał.
Wieczorem tego samego dnia przekonałam się, że się nie pomyliłam. Nie będę zdradzać szczegółów naszej pierwszej randki, powiem tylko, że było cudownie, bo okazało się, że Adam jest niesamowicie bogaty, a dla mnie pieniądze były najważniejsze. Co prawda zarabiałam niby dużo, ale wciąż było mi mało. Chciałam więcej. Tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się częściej spotykać, że spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, nie tylko w pracy…
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Romans, związek, wyznanie miłości, bliższe poznanie życia drugiej osoby, oświadczyny, ślub, wesele, wspólne mieszkanie… Żyłam jak w bajce, było idealnie i nic nie zapowiadało, że ten raj się kiedyś skończy. I nie skończył się, wręcz przeciwnie – trwa nadal, co prawda w nieco innej formie, ale nadal trwa.
Byłam na każdym kroku rozpieszczana i obdarowywana prezentami. Miałam dostęp do jego pieniędzy (wspólny budżet), które chętnie wydawałam na przyjemności. Nie było żadnych problemów finansowych ani innych kłopotów związanych z wydatkami. Co z tego, że go wciąż wykorzystywałam – przynajmniej mogłam mieć wszystko, o czym marzyłam, a on również był szczęśliwy, myśląc, że moje aktorstwo to prawdziwa miłość i szczere uczucie. Aktorką byłam świetną, bo on pomimo upływu lat dalej ślepo wierzył w moje kłamstwa, niczego nawet nie podejrzewał, a ja, sprytna i przebiegła, wykorzystałam jego naiwność i na każdym kroku go oszukiwałam.
W końcu jednak znudziło mi się życie u jego boku, więc postanowiłam poszukać szczęścia poza naszym związkiem. Miałam dość, a Adam irytował mnie coraz bardziej. Nie, nie zdradziłam go – nie chciałam sobie zepsuć reputacji. Ułożyłam kolejny genialny plan i postanowiłam wprowadzić go w życie. Jak zwykle łatwo poszło.
Złożyłam pozew o rozwód, nie mówiąc mu wcześniej o niczym. Gdy kilka dni później znalazł papiery, zaskoczony spytał mnie o przyczynę. Powiedziałam, że uczucie się wypaliło, miłość zgasła i że nie chcę już dłużej z nim być. Zaczął błagać mnie o zmianę decyzji, ale ja byłam nieugięta i głucha na jego prośby. Nie interesowała mnie jego osoba – tylko ja się dla siebie liczyłam, on był u mnie na ostatnim miejscu. Z upływem czasu zrozumiał, że nie warto mnie błagać, bo to i tak nic nie da, więc przestał to robić i pogodził się z tym, że stracił mnie na zawsze. Przykre? Nie dla mnie. Nie moja wina, że się we mnie zakochał. Sam jest sobie winny. Gdy rozwód był już praktycznie załatwiony, wyprowadziłam się i zmieniłam pracę.
W międzyczasie okazało się, że jestem z Adamem w ciąży. Nie chciałam tego dziecka. Miałam zamiar zrobić aborcję, ale stwierdziłam, że istnieje lepsze i bardziej korzystne dla mnie wyjście. Złożyłam do sądu wniosek o płacenie alimentów. Wszystko poszło po mojej myśli – Adam zmuszony był mi płacić wysokie alimenty ze względu na dziecko i swoje duże zarobki. Sąd odebrał mu również prawa rodzicielskie, żeby nie mógł kontaktować się z naszą córką. Kilka miesięcy później urodziłam Maję (imię zmienione), którą wkrótce oddałam do adopcji. Zrobiłam to nielegalnie, więc nikt się nie dowiedział i zadbam o to, żeby to się nie zmieniło. Mój były mąż płaci mi alimenty, myśląc, że Maja jest ciągle ze mną, a ja żyję w bogactwie i luksusie. Co z tego, że dwie osoby przeze mnie cierpią? Przynajmniej ja jestem szczęśliwa. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia, bo niby czemu mam mieć? Ostatnio za alimenty kupiłam sobie moją wymarzoną torebkę za pięć tysięcy złotych. Moje życie jest doskonałe!”
Źródło: chwilesloneczne.blogspot.com
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.