Dla Polaków ślub jest wyjątkowo ważnym wydarzeniem. Nie ma się więc co dziwić, że młodzi chcą świętować ten dzień w otoczeniu rodziny i bliskich.
Niestety zaproszenie weselnych gości nie jest tak łatwe, jak można by przypuszczać, a przyszli małżonkowie będą musieli zmierzyć się z wieloma wyborami. Jednym z nich jest kwestia zapraszania par wraz z dziećmi.
Nie wszyscy chcą, aby dzieci uczestniczyły w tym dniu, szczególnie gdy mowa o niemowlakach. Wolą zapraszać tylko osoby dorosłe i starszą młodzież, bo są przekonani, że dzieci nie potrafią zachować się i zajmują uwagę swoich rodziców, co uniemożliwia im dobrą zabawę.
Brutalnie przekonała się o tym Marta. W rozmowie z portalem Papilot wyznała, że dzieci koleżanek popsuły jej ten ważny dzień w życiu. Przed ślubem nawet nie rozważała zakazu zapraszania dzieci i uważała to za absurd, ale teraz doradziłaby go każdej przyszłej pannie młodej.
Dwie bliskie koleżanki Marty mają malutkie dzieci. Jedna urodziła pół roku przed jej ślubem, druga trzy miesiące przed. Nawet nie myślała o tym, aby sugerować im przyjście bez dzieci i nie rozmawiała z nimi na ten temat. Wiedziała, że nie będą chciały rozstawać się z pociechami. Gdyby powiedziała, że zaprasza tylko je, mogłyby odmówić uczestnictwa w ceremonii.
Zaraz przed wejściem do kościoła kobieta zauważyła koleżanki z wózkami. Na początku uznała to za urocze, jednak szybko zmieniła zdanie. Jeden z niemowlaków zaczął płakać jeszcze przed uroczystością.
– „Płacz towarzyszył nam przez resztę dnia. Nawet jeśli matka oddalała się z zawodzącym maluchem, to i tak przeszkadzało. Kiedy tata prowadził mnie do ołtarza, wszyscy byli skupieni bardziej na jęczącym dziecku, niż na mnie.”
Zwykle Marta nie jest osobą, która uważa, że należy jej się uwaga wszystkich. Jednak w dniu ślubu chciała być w centrum zainteresowała. Ma poczucie, że niemowlaki skradły jej show:
– „Na pewno nie czułam się jak największa gwiazda. Goście oczywiście zauważyli moją obecność, ale wózki, płaczące niemowlaki i uspokajające je matki wzbudzały większe zainteresowanie. Zarówno w kościele, jak i później w restauracji. Moje przyjaciółki na pewno niewiele pamiętają z tego dnia, bo były zajęte czymś innym. Z jednej strony im współczuję, ale z drugiej – nadal jestem na nie wściekła.”
Najgorszy był moment, kiedy przyszedł czas na drzemkę maluchów:
– „Miały spać w wózkach na piętrze, ale koleżanki żaliły się, że tam też jest za głośno. Wtedy musieliśmy zrobić godzinną przerwę. Zespół poszedł coś zjeść i było cicho jak na stypie.”
Marta przyznaje, że hałas był problemem matek, a nie jej, jednak w tamtej chwili nie potrafiła się sprzeciwić. Bardzo zależy jej na przyjaźni, więc stwierdziła, że lepiej będzie chwilę posiedzieć w ciszy. Miała nadzieję, że dzięki temu niemowlaki się wyśpią i przestaną płakać. Niestety sporo się przeliczyła:
– „Później znowu był płacz, a synek koleżanki zwymiotował na stół. Trzymała go na rękach i nagle cała zawartość żołądka wylądowała na obrusie. Zrobiło się straszne zamieszanie, bo trzeba było wszystko ściągnąć i zaaranżować od nowa.”
Obecność maluchów skupiała uwagę wszystkich aż do 22:00. Dopiero wtedy mamy z niemowlakami wyszły z imprezy. W przeciwieństwie do pani młodej, były bardzo zadowolone z tego wieczoru:
– „Goście naprawdę skupili się na słodkich bobasach, a nie na mnie. To one były największą atrakcją. Drugi raz bym na to nie pozwoliła i to nie dlatego, że jestem chorobliwie zazdrosna. Po prostu ślub i wesele to nie żłobek.”
Z perspektywy czasu Marta przyznaje, że nigdy nie dopuściłaby do takiej sytuacji. Uważa, że wszyscy narzeczeni powinni zasugerować swoim znajomym, aby na ślub nie brali dzieci.
– „Przedszkolaki i nieco starsze dzieci potrafią się ładnie bawić. Zwłaszcza, gdy ktoś zadba o animację dla nich. Kilkumiesięczna istota to naprawdę zwiastun ogromnych kłopotów. Męczy się i maluch, i wszyscy wokół.”
Źródło: polubione.com