Znajomi nie zaprosili mnie na grilla, bo jestem weganką. Strasznie się na nich zawiodłam

Otakich osobach jak ja mówi się, że są przewrażliwione. Sama stwarzam sobie problem, a później oskarżam wszystkich innych o złą wolę. Obnoszę się ze swoimi przekonaniami i oczekuję specjalnego traktowania. Wiecie co? Takie komentarze wynikają wyłącznie ze złej woli. Jak ktoś chce żyć według swoich wartości, to próbuje się z niego zrobić wariata.

W moim przypadku chodzi o to, co jem, a czego nie. Odstaję od normy, więc jestem dziwna, podejrzana, nie do końca normalna. To większość zawsze ma rację. Moje teorie są fanaberią zmanierowanej dziewczyny, która nic nie wie o życiu i uległa głupiej propagandzie. Przez rok mojego weganizmu nasłuchałam się podobnych komentarzy. Dziś raczej mnie śmieszą, niż martwią.

Tylko, że dyskryminacja takich osób jest niestety faktem. Ja czuję się gorzej traktowana nawet przez najbliższych.

1

Grill. Niby głupia rzecz, ale zawsze lubiłam takie spotkania. Nawet nie chodzi o jedzenie, ale możliwość spędzenia przyjemnie czasu pod gołym niebem. Lubię wpatrywać się w ogień, rozmawiać, czymś smacznym do picia też nie pogardzę. To chwila oddechu i oderwania od szarej rzeczywistości. Ale teraz okazuje się, że raczej nie dla mnie. Już nie jestem mile widziana.

W poprzednich latach regularnie byłam zapraszana przez znajomych i nagle coś się zmieniło. Czym im podpadłam? Wychodzi na to, że moją dietą i przekonaniami. Zamiast mnie wspierać, to widzą problemy tam, gdzie ich na pewno nie ma. A o wszystkim dowiaduję się oczywiście po fakcie i od osób postronnych.

Przykład? Choćby ostatnia impreza pod chmurką, o której nie miałam pojęcia. Dopiero później zobaczyłam zdjęcia.

2

Wchodzę na Facebooka, a tam jedna z najlepszych przyjaciółek pozuje do fotki w jakimś ogrodzie. Wokół niej sami nasi wspólni znajomi. Rozpoznałam to miejsce. Grilla też tam dostrzegłam. Aż się zagotowałam, bo powinnam tam być. W końcu wszyscy się lubimy i jakoś do tej pory spędzaliśmy czas razem. Od razu napisałam komentarz pod zdjęciem: „widzę, że fajnie się bawicie”.

Przez kilka godzin cisza. Nikt nie chciał się do tego odnieść. Wreszcie koleżanka odpisała, niby dla żartu, że „nie chcieliśmy urazić twoich uczuć wegańskich”. Że niby religijnych. A obok ikonka z hot dogiem. No i koniecznie musimy się zgadać, to ona mnie zaprosi na sałatkę. Poczułam się jak człowiek specjalnej troski.

Nie dość, że wyrzucili mnie ze swojej grupy, to teraz jeszcze drwią. I pomyśleć, że wszystko rozbija się o to, co kto je. Ale to jest pewnie pretekst.

Widocznie nagle uznali mnie za psychopatkę, chociaż weganką nie jestem od wczoraj. Wcześniej im to jednak nie przeszkadzało. Ale grill kojarzy się z kiełbasą i karkówką, więc nie będą mnie prowokować. Co za bzdura… Nigdy nie komentowałam cudzej diety. Nie mówiłam o jedzeniu padliny, krwi na rękach i tak dalej. Po prostu mam własne przekonania i oni mają prawo do tego samego.

Nie oczekuję, że nagle wszyscy wokół zaczną podzielać moje wartości. A wychodzi na to, że oni oczekują tego ode mnie. Skoro nie jestem mięsożerna to wypad z grupy. Strasznie się na nich zawiodłam. Ludzi nie powinno się dzielić z tego powodu. Czuję się jak persona non grata. Ofiara dyskryminacji. Zaszczuta.

Ale może lepiej późno, niż wcale? Przynajmniej widzę, że oni wcale nie są tacy fajni, jak przez długie lata myślałam. W jednej chwili się odwrócili. Pewnie przez wyrzuty sumienia, że ja nie jestem obojętna na cierpienie żywych istot. Im jest wszystko jedno, jak cierpi kurczak, krowa, czy w tym przypadku ja.

Sylwia

Źródło: papilot.pl

Share