Pewna pani wybierała się samolotem w odwiedziny do córki…

Pewna pani wybierała się samolotem w odwiedziny do córki. Będąc już na lotnisku w kolejce do kontroli ustawiła się tuż za księdzem.
– Ojcze… – zwróciła się do niego szeptem przed samą kontrolą – miałabym prośbę…
– Tak droga pani? – zachęcił ją ojczulek.
– Kupiłam dla mojej córki jedną z tych najnowszych golarek dla kobiet.

Ksiądz rozumie, u nich to majątek kosztuje. Przy tych zaostrzonych przepisach znajdą to na sto procent przy mnie i zarekwirują. Nooo więc, jakby ksiądz był taki miły i schował ten drobiazg pod sutanną, to na pewno nie będą tam u księdza sprawdzać.

– Oczywiście pomogę pani – zadeklarował się ksiądz – ale uprzedzam, że w moim fachu wielu rzeczy mi nie wolno, na przykład nie wypada mi kłamać.
– Jakoś to będzie – stwierdziła optymistycznie kobieta.

Podczas kontroli spytano księdza, czy ma przy sobie coś zabronionego. Po chwili zastanowienia odpowiedział on spokojnie:
– Od głowy do pasa nie mam przy sobie nic niebezpiecznego…
– A od pasa w dół? – spytał zdziwiony urzędnik celny.
– A tam, mam faktycznie coś specjalnego. Ale tylko dla pań. Przyznam się panu, że jeszcze nieużywane.
Przepuścili go rechocząc.

Share