Dzieci nie pytają, kiedy mogą przyjść na świat, co najwyraźniej nie jest na rękę niektórym szpitalom. Boleśnie przekonała się o tym 35-letnia Lizzie Hines z Londynu. 22. grudnia 2016 roku Lizzie i jej mąż pojechali do University College London Hospital, bo zaczęły się skurcze porodowe. Zdaniem lekarzy, skurcze nie były jednak tak częste, żeby myśleć o porodzie, dlatego odesłali ciężarną do domu z instrukcją ponownego zgłoszenia się do szpitala za 6 godzin. Kobieta nie zdążyła tego zrobić…
Para wynajęła pokój w pobliskim hotelu, żeby móc w razie potrzeby szybko wrócić do szpitala, ale nie było na to czasu. Lizzie zaczęła rodzić zaledwie 30 minut po tym, jak lekarz kazał jej opuścić szpital. Jej synek Louis przyszedł na świat na ulicy niedaleko stacji metra „Tottenham Court Road”. Poród odebrali przypadkowi przechodnie. Jedna z nieznajomych osób wręczyła Lizzie swój szalik, żeby mogła owinąć dziecko – było zimno. Lizzie była w szoku, niewiele pamięta z tamtych wydarzeń, ale rok później ponownie podziękowała nieznajomej osobie za miły gest pisząc:
„Do osoby, która w zimny dzień podarowała mojemu kochanemu dziecku szalik,
zastawiam się, czy mogę odnaleźć Cię. Louis urodził się a chodniku przed Spearmint Rhino na Tottenham Court Road rok temu – 22. grudnia 2016 roku o 7 rano.
Niektóre z tamtych dziwnych wydarzeń wciąż nie są dla mnie jasne. Pamiętam, że usiadłam na chodniku, widziałam męża i obcych ludzi wokół mnie, czułam, że zaraz urodzę. Pamiętam moment, jak Louis pojawił się na świecie. Nie pamiętam za to, kiedy podnieśli mnie z chodnika, nie pamiętam ludzi mówiących, że to świąteczny cud, twarzy obcych, którzy bezinteresownie nam pomogli, rozmazują się w mojej pamięci. Moje kolejne wspomnienie jest już ze szpitala – lekarz powiedział mi, że Louis ma się dobrze.
Tamte gorączkowe wydarzenia nie powinny mieć miejsca, szpital nie powinien był odmówić mi miejsca na godzinę przed porodem, ale na szczęście Louis jest zdrowy i tylko to się liczy. No i ten szalik. Bardzo chcę za niego podziękować”.
Wiadomość Lizzie rozprzestrzeniła się po Facebooku w zawrotnym tempie i dotarła do właściwej osoby. Yasika Moorthy spotkała się z Lizzie i jej synkiem, a przy okazji odzyskała swój szalik i dostała piękny bukiet kwiatów.
Źródło: podaj.to
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.