Ludzie już nie chcą, żeby wszędzie było aż tyle Kościoła

– Ludzie mają przesyt, już nie chcą, żeby wszędzie było aż tyle Kościoła. Pomruki niezadowolenia są coraz głośniejsze – mówi dr Helena Chmielewska–Szlajfer, socjolożka z Akademii Leona Koźmińskiego. Specjalizuje się w socjologii kulturowej, transformacji demokratycznej.

„Kler” zmieni polski katolicyzm?

Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka: – Może jestem w mniejszości, ale uważam, że to film bardzo chrześcijański. Poza tym, że wytyka grzechy Kościoła jako instytucji, pokazuje też, jak bardzo ważna jest wspólnota. Jest wołaniem do Kościoła, żeby się opamiętał. Dojmująca jest scena, gdy wierny przychodzi do hierarchów i opowiada o tym, jak będąc dzieckiem został skrzywdzony przez księdza. Ich reakcja jest taka, jakiej można było się spodziewać.

Nie przyjmują do wiadomości tego, czego dopuścił się ksiądz.

– W tej scenie widać, że ten skrzywdzony człowiek zwrócił się do instytucji Kościoła nie po to, by się odgrywać, awanturować, by tę instytucję podpalać, bo on w Kościół, w tę wspólnotę wciąż jeszcze wierzy. A widząc, jak hierarchowie stają murem za księdzem, który go skrzywdził, zadaje proste pytanie: „Co wy robicie?” Wojciech Smarzowski tym filmem staje się dla polskiego Kościoła trochę takim Marcinem Lutrem naszych czasów.

Symbolicznie przybił tezy do drzwi? Odnowiciel?

– Były sceny, przy których myślałam: o, tu chyba przesadził. Później jednak przeczytałam rozmowę z Markiem Lisińskim, prezesem Fundacji „Nie Lękajcie Się”, która pomaga ofiarom księży-pedofili – okazało się, że te najbardziej szokujące zdarzenia pokazane w filmie faktycznie miały miejsce. Również to, co dzieje się w szokującej ostatniej scenie, zdarzyło się naprawdę. Smarzowski po prostu podążył za grzechami, jakie popełnił Kościół w Polsce.

Jest zapowiedź arcybiskupa Wojciecha Polaka, że do końca listopada powstanie dokument o wykorzystywaniu seksualnym dzieci przez księży. Nagle, teraz, Kościół zaczyna coś robić.

– Wystraszył się. Trudno interpretować to inaczej. To absolutne przerażenie. Hierarchowie boją się tego, co ten film może zrobić. I bardzo dobrze. Już nie sposób udawać, że nic się nie stało i próbować dłużej zamiatać nadużycia pod dywan tak, jak to robiono do tej pory. Wierni zaczynają się irytować. Niewinność dzieci jest dla ludzi kategorią naczelną, podważając ją Kościół poważnie ryzykuje, że wierni się odwrócą. A wypowiedzi księży o tym, że dzieci prowokowały albo że ostatecznie lepiej być pedofilem, niż gejem, są po prostu przerażające. Nie wiem, dlaczego Kościół takich księży natychmiast nie odsuwa. To szarżowanie, na jakie pozwalał sobie Kościół w przypadku pedofilii i tak zbyt długo było tolerowane w Polsce, a wcześniej także w USA czy Irlandii. Ukrywanie i usprawiedliwianie pedofilii jest dłużej nie do utrzymania. Wystarczy spojrzeć na statystyki kościelne, już wcześniej zaczęły być widoczne zmiany, które powinny Kościołowi dać do myślenia. Nie od wczoraj spada liczba wiernych uczestniczących w mszy oraz liczba osób przyjmujących komunię.

Coraz więcej par rezygnuje ze ślubu w Kościele. Są województwa, w których decyduje się na to zaledwie połowa. Choć przecież to taka silna tradycja, a poza tym zawsze rodzina chciała zobaczyć pannę młodą idącą do ołtarza w białej sukni.

– Tradycjonalizm, rytualizm jest cechą charakterystyczną katolicyzmu w Polsce, więc jeśli spada liczba ślubów zawieranych w Kościele, to już naprawdę sygnał, że coś się dzieje. Te spadki w statystykach kościelnych są dość wymowne. Jeżeli ludzie nie chcą partycypować w tym, co Kościół oferuje, w tej celebrze religijnej, to znaczy, że rezygnują z tych najbardziej atrakcyjnych rzeczy, które Kościół może zaoferować jako instytucja. Coraz częściej słyszy się o tym, że ludzie odwlekają chrzest dzieci do czasu, aż będą na tyle duże, by mogły same o tym zdecydować. Dawniej to byłoby nie do pomyślenia. Kiedy dziecko się rodziło, było wiadomo, że natychmiast zostanie ochrzczone. Ta zwłoka, którą teraz widać, może wynikać z niechęci do Kościoła, jak również z podmiotowości, jaką przyznaje się dzieciom. Sama demografia, fakt, że część tych dzieci, które się rodzą nie jest chrzczona od razu, a może nie zostanie ochrzczona w ogóle, może zmienić sytuację Kościoła, który lubi powoływać się na to, że 92 proc. Polaków to katolicy. Jednocześnie świątynie w Polsce są coraz bardziej puste.

Im mniej ludzi w kościołach, tym więcej Kościoła we wszystkich sferach naszego życia. Zaciska się związek Kościoła z władzą. Ten sojusz tronu z ołtarzem zarysowany w filmie Wojciecha Smarzowskiego, widzimy codziennie. Przemowy premiera czy prezydenta w kościołach, chrzczenie radiowozów, urzędów, szpitali.

– Tu Kościół, mam wrażenie, coraz bardziej się rozpycha, choć nie od wczoraj. Trudno o świecką uroczystość, w której udziału nie braliby kościelni hierarchowie. Władza wyraźnie temu przyklaskuje, gdyż ma w tym polityczny interes. Jednak, gdy później obserwuję w internecie, jakie są komentarze pod doniesieniami o państwowo-kościelnych uroczystościach, w znakomitej większości są to komentarze negatywne. Ludzie mają przesyt Kościoła w życiu publicznym i te pomruki niezadowolenia są coraz głośniejsze. Nacjonalizujący polski katolicyzm, który do rangi sacrum podnosi deklarowaną odwieczną więź polskości z katolicyzmem w tej chwili jest na fali. W wielu ludziach udało się rozbudzić ten sentyment, ponieważ daje poczucie dumy i wyjątkowości, ale tego rodzaju nastroje z czasem opadną, im bardziej będzie się zmieniać rzeczywistość dookoła, między innymi polityczna. Ciekawe, co wtedy zrobi Kościół, który w ten sposób się upozycjonował. Jednocześnie już widać, że Kościół fundamentalistyczny, integrystyczny, wsobny wytraca tych, których mógłby przyciągnąć, gdyby zmienił podejście na mniej radykalne i nacjonalistyczne.

„Kto atakuje Kościół, atakuje Polskę” – to cytat z „Kleru”. Pani prowadziła badania w Licheniu, tam, gdzie chyba najwyraźniej widać ten bogoojczyźniany splot. Wierni modlą się mając przed sobą Jana Pawła II, którego wyniesiono na ołtarze, a teraz mówi się, że ukrywał przypadki pedofilii w Kościele. I Lecha Wałęsę o którym obecna władza, związana z Kościołem, mówi, że był zdrajcą i odejmuje mu wszystkie zasługi. Jak to wszystko wierny ma ogarnąć, jak ze sobą pogodzić?

– Ludzką cechą jest odsuwanie od siebie paradoksów. Licheń jest tego najlepszym przykładem. W jednej bazylice są i święci, i postać Wałęsy, i flaga Unii Europejskiej. Ludzie modlą się, choć przy okazji w trakcie mszy robią zdjęcia. Nie zadają pytań. To patent, który w Kościele bardzo się przydawał – niech wierni przychodzą, modlą się, nie dyskutują. Najsmutniejsza rzecz, jaka mogłaby się wydarzyć po filmie Wojciecha Smarzowskiego, to brak jakiegokolwiek oddźwięku. Gdyby uznano, że to, co reżyser wytknął w „Klerze”, jest niewarte dyskusji. Jeżeli głosy, jakie już słychać po tym filmie – z jednej strony krytykę Kościoła, z drugiej jego obronę – zamienią się w magmę, szum medialny i, zamiast tego, wybije się typowa bogoojczyźniana nuta, wedle której Kościół z niczego nie musi się tłumaczyć, a wszystko, co się dzieje pod krzyżem, jest uświęcone, oznaczałoby to szybki koniec ledwo wyłaniającej się i bardzo potrzebnej debaty o Kościele.

A pani jakiego końca się spodziewa?

– Nie widzę jeszcze takiej iskry, która stanowiłaby zapłon i mogła doprowadzić do przewrotu, jaki nastąpił na przykład w Irlandii. Na takie referendum, jakie tam zrobiono, u nas, w obecnym klimacie politycznym, nie ma szans. Ale trend jest jednoznaczny. Wszystkie te rzeczy jak tuszowanie przypadków pedofilii, wszechobecność Kościoła w życiu publicznym, gigantyczne, arbitralnie przyznawane fundusze, które idą na tę instytucję – nie tylko na projekty ojca Rydzyka – coraz bardziej bulwersują ludzi, w tym wiernych. Wszystko to krople, które drążą skałę.

Źródło: newsweek.pl

Share

Dodaj komentarz