Szczery list nauczyciela szkoły podstawowej: „Po pierwszych 4 godzinach jestem trupem”

Wszystkim wydaje się, że praca nauczyciela polega na kilku godzinach dziennie przekazywania informacji dzieciom z danego przedmiotu. Nikt nie liczy jednak godzin, w których pedagodzy przygotowują się do lekcji, sprawdzają klasówki czy muszą być dyspozycyjni dla dyrektora.

To więcej niż 18 godzin

Nauczyciel jednej ze szkół podstawowych napisał list otwarty, w którym opisał jak wygląda praca nauczyciela. Przedstawione przez niego realia tego zawodu, obalają wiele krzywdzących stereotypów. Opisał dokładnie ile czasu naprawdę spędza w pracy i na pewno nie jest to 18 ustawowych godzin.

Zwykły dzień w szkole

Nauczyciel zaznacza, że zazwyczaj wychodzi z domu między 8 a 9 i wraca dopiero po 20. Jest wychowawcą w świetlicy i nauczycielem wychowania fizycznego, do tego pracuje w klubie piłkarskim.

W szkole zwykle pracuje od 8 do 15:30. Sześć godzin spędza na sali gimnastycznej, resztę w klasie. Zaznacza, że już po czterech godzinach jest „trupem”. Po 11:30 jest już całkowicie wykończony. Hałas, kłótnie między dzieciakami. 40 uczniów na sali – jeden kopie w kaloryfer, drugi tłucze się piłką do kosza bez pozwolenia, trzeci zaczyna bić się z czwarty, a do tego ktoś płacze, bo inny go przezywa.

Wszystko dzieje się naraz, a nauczyciel musi zareagować na każde zdarzenie, bo inaczej wszystko się posypie:

Najpierw słyszysz od dzieciaka, że jesteś frajerem, a później czytasz pismo od matki, że sobie nie radzisz – to jest prawdziwa historia

Tak nie wygląda praca z każdą klasą, ale z większością. Zdarzają się grzeczne grupy, ale to teraz rzadkość.

Psychiczne obciążenie

Nauczyciele zwykle zabierają pracę do domu. Słyszą od uczniów i rodziców przykre słowa. Wiedzą, że nie powinni się tym przejmować, ale mimo wszystko to zajmuje ich głowę. Poza tym, przeżywają dramaty swoich uczniów. Dzieci często zwierzają im się z rzeczy, o których nie chcą mówić rodzicom. To nie są błahe sprawy.

Nie tylko przy tablicy

Co do samego wymiaru godzin, list nauczyciela nie pozostawia złudzeń. Nauczyciele pracują dużo więcej, niż te nieszczęsne 18 godzin. Akurat w jego przypadku etat wynosi 20 godzin, ze względu na pracę w świetlicy. Postanowił jednak wyliczyć, ile godzin zajmuje praca przykładowego nauczyciela, który spędza 18 godzin „przy tablicy”.

Do tej podstawy należy doliczyć 2 darmowe godziny realizowane przez wszystkich w jego szkole, czyli mamy już 20 godzin. Teoretycznie, te jednostki zostały zdjęte przez Minister Zalewską, ale nieoficjalnie nadal pozostały.

Kolejne godziny to comiesięczna rada pedagogiczna, zebrania i konsultacje. W najlepszym wypadku zajmują 4 godziny. Do tego dochodzi czas wypełniania dzienników elektronicznych. Autor listu zaznacza, że nauczycielom, którzy swobodnie posługują się komputerem zajmuje to przynajmniej 2 godziny w tygodniu. Poza tym jest jeszcze wypełnianie dziennika zajęć pozalekcyjnych, czyli kolejna godzina. W sumie 21 godzin w tygodniu.

Spędzają godziny przy sprawdzianach

Kolejny element ich pracy to przygotowanie do lekcji. Tutaj jest różnie w zależności od przedmiotu, ale absolutne minimum to 2-3 godziny tygodniowo. Poza tym większość nauczycieli musi ocenić sprawdziany, kartkówki, zeszyty i wypracowania, czyli kolejne 3-4 godziny w tygodniu. To daje już około 28 godzin.

Obowiązki nauczyciela nie kończą się na lekcjach, zebraniach i wypełnianiu dziennika. Do ich etatu zaliczają się też spotkania z rodzicami, te które odbywają się poza wywiadówkami. Na to poświęcają minimum godzinę tygodniowo.

Wycieczki to też praca

Do tego dochodzą zajęcia poza szkolne. Przygotowywanie występów, apeli, zawodów, konkursów i warsztatów. Kolejna rzecz – wycieczki, na których nauczyciele odpowiadają za dzieci 24 godziny na dobę. I to nie jest tak, że pedagodzy jadą tam zabawić się za pieniądze rodziców. Autor listu opisał jak wyglądały zielone szkoły, na które jeździł:

Żeby było jasne – mówimy tutaj o 14 dniach opieki, 24 godziny na dobę, nad dwudziestką dzieci. Całościowej opieki, tzn. z koniecznością radzenia sobie z sytuacją posikanego łóżka, ubrudzonych majtek, kradzieży dokonanych przez dzieci, chorób, wiecznych konfliktów w pokojach, pukania do drzwi o północy, wymiotów, płaczu za matką, usypiania, a później wstawania o 6.00 wskutek biegania dzieci między pokojami.

Wszystko to oczywiście w ramach jednego etatu, bez specjalnych dodatków za zajęcia poza szkolne i wycieczki.

Niecałe 2000 zł po 8 latach

Zarobki nauczyciela nie wynoszą tyle, ile podało MEN. Autor listu zaznacza, że on zarabia 1950 złotych na rękę po 8 latach pracy, z pełnym przygotowaniem do pracy nauczyciela i dyplomem magistra. Z kolei jego partnerka z przygotowaniem pedagogicznym, ale bez magistra, po 3 latach pracy w szkole zarabia 1600 zł na pełnym etacie. Przez zmiany dokonane już przez resort szkolnictwa, osiągnie poziom wynagrodzenia partnera później niż on. Wszystko przez wydłużenie stażu młodym nauczycielom.

Nikt nie będzie chciał uczyć

Autor listu podkreśla, że denerwuje go retoryka niektórych ludzi w stylu „wiedziałeś na co się piszesz, więc o co ci chodzi”. Oczywiście, że wiedział, ale to nie znaczy, że teraz nie ma prawa walczyć o podwyżkę i godne warunki pracy.

Zaznacza, że tak samo jest z pielęgniarkami, wychowawcami w domach dziecka i świetlicach środowiskowych. Mało kto chce decydować się na te zawody, ponieważ są ciężkie i słabo opłacane. A przecież bez nich społeczeństwo nie może funkcjonować.

Oceńcie sami, czy nauczyciele rzeczywiście powinni dostawać wyższe wypłaty.

Źródło: chwilesloneczne.blogspot.com

Share

Dodaj komentarz